Wizyta u psychologa budzi demony. Budzi je i nie pozwala
odpocząć. Wracam do przeszłości, wracam do tamtych dni kiedy byłam oszukiwana i
widzę wszystko wyraźnie. Na trzeźwo. Widzę kłamstwa, mataczenia…. Widzę też siebie
w ciągłym lęku, w ciągłym napięciu. To wszystko bucha jak para…. Płaczę. Choć
może nie powinnam ? Czy kiedyś odnajdę spokój ? Bez tabletek ? W pracy, młyn
mam zostać sama i poprowadzić cały dział. Czasem zdarza się, że nie ma czasu na
wyjście do toalety. Na emeryturę odchodzi moja kierownik, przez ostatni rok
nasza współpraca się układała się najlepiej. Teraz zarzuca mi się, że nie chcę
sama angażować się poszukiwanie wspólnego prezentu. Nie mam siły, wszystko mnie
przytłacza a nacisk innych jest duży. Czuję się jak w klatce. Czuję się
osaczona przez osoby, które zupełnie nie mają pojęcia o sytuacji. Hormony znów
szaleją, tyję chudnę, brzuch mi rośnie. Znów zauważam, że wszystko ma swój
skutek, denerwuję się i potem tak to wygląda.
💕Klavdia
Petrivna - Імператори 💕
Czasem zazdroszczę ludziom, którzy mają zaufanie do psychologów.
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony wcale mi nie zależy na tym, by swoją nieufność stracić. Zresztą pewnie bez wizyty u psychologa i jakiejś terapii się nie da :D
Jeśli chodzisz na terapię (w sensie do tego psychologa), to czasami tak może być. Ponowne przeżywanie tego, co spowodowało traumę, efekt towarzyszący procesowi leczniczemu.
OdpowiedzUsuńCo do płaczu - a dlaczego zastanawiasz się, czy powinnaś? Jeśli masz potrzebę, to płacz tyle, ile potrzebujesz. Może nawet, aż razem ze łzami, wylejesz z siebie ból.
Współczuję Ci sytuacji w pracy. Młyn przy spokojnej głowie, pewnie byś ogarnęła. Tymczasem tak to wygląda, że gdy głowa niespokojna, to tego typu sytuacje są już całkowicie wykańczające. Wierzę, że mimo wszelkich trudności to przetrwasz. Kiedyś w końcu musi nadejść to, co dobre.